Emocje po "III Zlocie Blogosfery Winiarskiej" powoli opadają. Wypada zatem przedstawić kilka refleksji, które nasuwają się odnośnie tego wydarzenia...
(zdjęcie Olaf Kuziemka z Powinowatych)
Społeczność winiarska to społeczność hermetyczna. Kiedyś tworzyło ją kiedyś kilkadziesiąt osób, dziś aktywnych bloggerów (przynajmniej tych publikujących na Winicjatywie) pozostało kilkunastu. Muszę przyznać, że podejście do prowadzenia działalności blogerskiej nie jest u każdego takie samo. Blogerami kierują różne pobudki - niektórzy zakładają blogi ponieważ jest to dla nich pasja i znajdują w tej czynności doskonałe ujście dla swojej pasji i kreatywności. Inni publikują teksty, ponieważ liczą na swoiste zyski i kontakty. Nie krytykuję żadnej z tych grup - o ile w tym wszystkim nie zagubi się czytelnik. No właśnie. Nie piszemy do szuflady ani nie wkładamy gotowych tekstów pod poduszkę. Ktoś jednak zagląda na nasze blogi, czyta je i wyciąga wnioski. Nie da się porównać bloggera winiarskiego do kulinarnego. Jaka jest różnica? Na pewno w zasięgu odbioru. Jeść musi każdy, pić wino już niekoniecznie. Bardzo dobrze jednak, jeśli ludzie wyciągają wnioski z naszych tekstów. Wiadomo, że opis smaku i doznań po konsumpcji wina to rzeczy bardzo subiektywne. Jedni kochają "słodycz" w winie, a inni jej nienawidzą. Jedni poszukują "beczki i tanin", drudzy już niekoniecznie. Warto jednak rozmawiać o winie, zdobywać wiedzę w tym zakresie. Dobrze jest zatem nie rozdzielać opisu wina od opisu regionu z którego się wywodzi czy producenta., który je wyprodukował. Wszystko to bowiem buduje kompletną całość.
Zaskoczyło mnie trochę podejście importerów do działalności blogerskiej. Twierdzenia, że Ci pierwsi nie potrzebują tych drugich jest dla mnie zwykłym puszeniem się. W przeciwieństwie do importerów, ja na blogu nie zarabiam. Robię to wyłącznie z pasji i dla przyjemności. Nie podoba mi się, że ktoś tylko dlatego traktuje mnie z góry. Nie zapominajmy, że słowo pisane niesie za sobą moc sprawczą. Jeśli blogerzy źle będą pisać o danym importerze i produktach, które sprowadza spodziewać się może spadku sprzedaży. Blogerzy i importerzy to naczynia połączone. Mogą egzystować bez siebie, ale wspólne działania mogą przynieść im tylko obopólne korzyści.
Czy zlot mi się podobał? Tak. Była to doskonała okazja by poznać osoby ze społeczności winiarskiej. Porozmawiać, wymienić poglądy. Degustacja w ciemno tylko ubarwiła spotkanie.
Nie można nie wspomnieć o tym, że na degustacji zaprezentował się również Lidl (sponsor wydarzenia) ze swoją najnowszą kolekcją win francuskich. Muszę przyznać, że bardzo często trafiają się u nich prawdziwe perełki w bardzo dobrej cenie, które z ręką na sercu polecam znajomym. Niestety muszę zauważyć, że najnowsza kolekcja wypada dość średnio w porównaniu do poprzednich. Jest wśród niej kilka etykiet, które oceniam bardzo dobrze! Szczególnie korzystnie prezentują się wina białe. Do moich ulubieńców zaliczyć mogę:
- Muscadet Sèvre et Maine Sur Lie, Domaine Gadais - 19,99 zł (lekkie, delikatne, o dobrej kwasowości. intensywne i aromatyczne. Naprawdę bardzo dobre!)
- Les Fontenilles , Bordeaux - 16,99 zł (delikatne i lekko słodkie w smaku)
- Limoux „Le Purgatoire"- 29,99 zł (mój numer 1. idealna kwasowość i beczkowe aromaty. Idealnie sprawdzi się na nadchodzące upały)
- Sylvaner, Ernest Wein - 19,99 zł (jedno z bardziej aromatycznych win, które uświadczymy w obecnie ofercie. Jest tu zarówno zielone jabłuszko, jak i owoce tropikalne. Dość mała kwasowość)
- Château Bellevue Favereau Bordeaux Supérieur - 24,99 zł (bardzo dobry balans pomiędzy słodyczą i kwasowością. Lekko dżemowe, miłośnikom aromatów czerwonych owoców z pewnością przypadnie do gustu).
- Château Calet Blaye - Côtes de Bordeaux - 27,99 zł (bardzo dobra cena. Wino dość, proste, owocowe i niewymagające. Idealne zarówno do picia solo jak i do jedzenia. Polecam!)
Dziękuję organizatorom i sponsorom za możliwość uczestniczenia w wydarzeniu. Do zobaczenia za rok! (lub wcześniej) :-)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz